Sarius: Projekcje

Przemyka cień na blokach beta jak pantera
W niej dalej dobry chłopak, a nie żaden pan Tera
Znam schemat w branży – tylko każdy „jak się masz”
Nie jesteśmy kolegami, k****, żadnych „nas” nie ma

Nim przyjedziesz do Warszawy zmieniać życie jak scena
Pomyśl, czy ci nie wystarczy
Przestać chlać i brać tematy
Odkryłem to jako dzieciak, lata temu na peceku
Dziś to lalka z temu, która lata na playbacku

Nie umiem cieszyć się już głupią statuetką
Bo bycie k**** stało się głównym kryterium
I p***** te wszystkie hity na sezon
Moi ludzie biorą to tylko na serio

Ładuję jak przez wenflon te słowa
Być jak większość to moda
Której nigdy nie założyłbym na pewno
Ona jest piękna i młoda, słucha techno i rocka
A jej twarz zdobi brokat i mefedron

Ciągle nie mam czasu, a ty pytasz, kiedy będę
Kiedy będę miał kasę
Kiedy będę miał pracę
Kiedy wezmę na klatę swoje błędy
Kiedy wszystko to stracę
To zobaczysz, że facet
Jest najbardziej niebezpieczny, kiedy cierpi

Kiedy będę miał kasę
Kiedy będę miał pracę
Kiedy wezmę na klatę swoje błędy
Kiedy wszystko to stracę
To zobaczysz, że facet
Jest najbardziej niebezpieczny, kiedy cierpi

Wszystko, co mam z tego życia
To j****** znieczulica, złamana obietnica
Aż się starasz nie oddychać, ale Bóg nie powiedział „nie chcę”
Więc chodzę po trzydziestce jak jebany mędrzec

Gdzie dramat to zwyczaj – on nie umie grać w Quidditcha
A zwija się w kuleczkę, kiedy mama go nalicza
Co mu opowiedzieć dzisiaj? Jak tu doszedłem?
Osiedle, całą resztę? Te j****** brednie?

Pokochała mnie ulica, ja się ciąłem wszędzie
To było dla mnie jak we śnie, że coś znaczę więcej, wiem
Nie chodzi już o ucieczkę
Niech prababcia nad córką rozpościera ręce, ej

Nie chcę wiedzieć, którędy prowadzi droga na zatracenie
Ziomal zakłada pętlę, a ja patrzę przed siebie
Myślę: można to zrobić lepiej
Myślę: można to skończyć lepiej
Myślę: można to zrobić lepiej

Ziomal zakłada pętlę, a ja patrzę przed siebie
Myślę: można to zrobić lepiej

Mój temperament szybko dowiezie w siebie wiarę, szczery talent
Fury na cztery napęd – chcemy tylko d******
Nie żadne przemycane wokół ceny same
Pomagają ci odnaleźć wiarę w to, że przemysł szczęście daje

Już się nie będziemy razem
Nie chcę słuchać wiecznie bajek
Gdzie zajdziemy i że jeszcze się to uda z czasem
Zgubiłaś jak korale chwile ważne dla nas kiedyś

Dziś masz hieny i ich bale tam, gdzie wierzą w tanie ściemy
A ja chcę poznać całe swoje pokolenie
Chcę się dowiedzieć, czy to tylko we mnie
Drzemie to p****** niespełnienie
Swojej drogi już nie prześpię

To chyba nie był mój dzień, kiedy rodziłem się
Niepoważne – wiem, że to niepoważne
Wiem – tak nie prosić o tlen
Nie chcę z każdym oddechem oddalać się od Ciebie

Odkąd mi bije tętno
Czuję, jak bardzo tęsknię
Chodźmy na plac zabaw
Tam, gdzie udaję szczęście

Będę płakał z rana
Do czasów bycia dzieckiem
Nie widzę sensu, by dalej trwać
Leci hajs, leci sława, leci hajs

Nie mogę więcej od siebie dać
Leci czas, leci czas, leci czas
Nie chcę z każdym oddechem
Oddalać się od Ciebie

Odkąd mi bije tętno
Czuję, jak bardzo tęsknię